chinaski chinaski
130
BLOG

Show-biznes i polityka owładnięte przez lewactwo

chinaski chinaski Polityka Obserwuj notkę 9

 Lewactwo zawsze dominowało w szeroko pojętej kulturze. Z roku na rok jest na tym polu coraz gorzej. Owoce rewolucji obyczajowej, wolności w zakresie środków artystycznego wyrazu, stały się na tyle wulgarne, obsceniczne, zwyczajnie niesmaczne, że niektórzy wieszczyli zwrot ku tradycyjnym wartościom.

Nic jednak na to nie wskazuje.
Niedawni piewcy konserwatyzmu, różnorakie organizacje społeczne, kulturalne, a także partie polityczne liberalizują swoje programy, działania, zgodnie z duchem czasu. Wielu twierdzi, że to jedynie zabieg taktyczny, mający na celu zapewnienie przetrwania w nowej rzeczywistości. Kiedyś wrócą dobre, stare czasy. Czy na pewno?
 
Przykładów na olbrzymią siłę lewactwa jest aż nadto. Warto przypomnieć sobie reakcję europejskiej "elity" na decyzję Benedykta XVI odnośnie lefebrystów (papież zdjął ekskomunikę nałożoną na lefebrystów w 1988 r.).
Wszyscy pamiętamy histeryczne reakcje europejskich, opiniotwórczych gazet na politykę G. Busha. W dzikiej nagonce na ówczesną amerykańską administrację brały udział rozliczne środowiska: polityczne, medialne, artystyczne. Tak bardzo dziś liczą się symbole. O ile pozytywna, merytoryczna satyra/krytyka poczynań polityków jest czymś zdrowym i potrzebnym w demokratycznym państwie, o tyle beznamiętna, krętacka nawalanka w imię utopijnych hippisowskich wartości, to już gruba przesada, praktyka niebezpieczna.
Jak należy interpretować 'wynoszenie pod niebiosa' przez europejskich lewaków Michaela Moora, którego główną zasługą jest głupawa, podparta propagandowymi chwytami walka z Prezydentem Bushem? Przecież lewactwo ofiarowało swemu nowemu bożyszcze Złotą Palmę w Cannes nie za wybitność wątpliwego 'dzieła ("Farenheit 9/11"), ale za jego zgodność z panującymi wówczas w Zachodniej Europie tendencjami, pokojową ideologią.
 
Nikt lewaków nie pytał jaki mają pomysł na walkę z terroryzmem? Jak uporać się z fanatyzmem islamskim?
Próba merytorycznej dyskusji z tego rodzaju środowiskami zawsze kończy się tak samo: "Z tobą nie dyskutujemy, bo popierasz faszystowskie metody".
 
Polityka i show biznes chyba jeszcze nigdy nie były tak mocno ze sobą powiązane, jak dziś. Teraz przychylność wyborców zdobywa się dzięki "wykupieniu" poparcia wśród pustych, acz uwielbianych przez masy celebrytów.
 
Sami 'artyści' nie potrafią (nie chcą) dystansować się od polityki. Pamiętamy ostatnią kampanię wyborczą w USA i wielkie zaangażowanie w nią m.in. hollywoodzkich aktorów.
 
Dziś odnotowałem dwa charakterystyczne informacje, które zdają się potwierdzać moje obawy.
 
Po pierwsze, młoda, podobno obiecująca artystka Lily Allen. W komentarzu(recenzji jej płyty) zamieszczonym w "Rzepie" czytam m.in.:
 
"Z „F*** You” łatwo wywnioskować, że George'a W. Busha darzyła dużo gorszymi uczuciami. Nie zwraca się do niego bezpośrednio, mówi do wszystkich, którym zarzuca sianie nienawiści i średniowieczną ciemnotę. Traktuje amerykańskiego prezydenta jak niechcianego gościa na imprezie, psującego innym zabawę. „Spier...! Twoja opinia nikogo nie interesuje. Nienawidzimy tego, co robisz i całej twojej ekipy. Więc prosimy - nie dzwoń więcej”.(...)".
 
I tak sobie myślę, że polityk konserwatywny (nie tylko w Stanach, Wielkiej Brytanii) w dzisiejszej rzeczywistości (kształtowanej przede wszystkim przez media), nie ma wielkich szans na zwycięstwo. Na pewno ma szanse znacznie mniejsze od konkurenta-lewaka. Trudno dyskutować z argumentami 'gwiazdki'.
 
Ktoś, kto nie chce się cackać z terrorystami, broni tradycji, nie wstydzi się pójść do kościoła jest dla młodych 'siewcą nienawiści' i 'ciemnotą rodem z średniowiecza'. Skoro tak twierdzą idole, to tak musi być.
 
Inna, 'ciekawa' informacja, którą znalazłem, czytając tekst Pawła T. Felisa na temat wczorajszej/dzisiejszej oscarowej gali. Cytat:
 
"(...)Choć w wielu kategoriach ten drugi przepadł, zignorowany nie został - nagroda dla Seana Penna za genialną kreację w "Obywatelu Milku" (plus Oscar za scenariusz) były wyraźnym ukłonem w stronę ambitnego kina społeczno-politycznego i jednego z najoryginalniejszych reżyserów amerykańskich Gusa Van Santa. Nie przypadkiem, gdy Penn przemawiał ze sceny, publiczność zabawiana tańcami i różnej maści fikołkami zamarła: aktor mówił o równouprawnieniu i wolności, ale też zwrócił uwagę na protesty homofobów przed Kodak Theatre i nazwał je "wstydem dla Ameryki"."
 
Sean Penn to niewątpliwie dobry aktor. Prócz pracy nad filmami , mocno angażuje się także w inne, bardziej kontrowersyjne działania. Słynie ze swych mocno lewackich przekonań. Wielokrotnie, w dosadny sposób wyrażał swe oceny. W 2007 r, mówił :„Rządzą nami ludzie, którzy powinni znaleźć się w więzieniu za to, jaką krzywdę wyrządzili demokracji”.
Jeszcze mocniej zaatakował prezydenta i całą klasę polityczną w prasie. Za 56 tysięcy dolarów wykupił niemal całą stronę w „Washington Post”, zamieszczając otwarty list do Busha. „Błagam ocal Amerykę przed dziedzictwem wstydu i horrorem” - pisał. W sierpniu 2007 roku złożył wizytę prezydentowi Wenezueli Hugo Chavezowi w Caracas, chwaląc go za konsekwentną opozycję wobec reżimu Busha.
 
Taki radykał, na dodatek znany aktor, może pozwolić sobie na naprawdę wiele, bez groźby jakichkolwiek konsekwencji. Do doskonały kąsek dla marzącego o władzy Lewactwa.
Trzeba się pogodzić z tym, że na gali Oscarów, transmitowanej przez setki stacji telewizyjnych, oglądanej przez setki milionów ludzi na całym świecie gardzi się ludźmi, którzy protestują przeciwko 'homoseksualnemu lobby'.
 
Jakże porwać tłumy, gdy ma się za przeciwnika ulubieńca milionów telewidzów, boskiego Seana?
 
I tak wart podziwu był wyborczy wynik Johna McCaina.
 
Z drugiej strony, ciekawostka. Nawet w tak oświeconym kraju jak Stany Zjednoczone Ameryki, zdarzają się happeningi w rodzaju tych, organizowanych przez Młodzież Wszechpolską. Chłopaki, nie jesteście sami!

 

chinaski
O mnie chinaski

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka