chinaski chinaski
5488
BLOG

POWSTANIE '44. Zakwestionują dzieło życia ś.p. L. Kaczyńskiego?

chinaski chinaski Polityka Obserwuj notkę 226

Ocena prezydentury L. Kaczyńskiego nie jest jednoznaczna. Dominuje (, zwłaszcza w mediach głównego nurtu) krytyczny stosunek do dokonań poległego Prezydenta; wskazuje się przy tym najczęściej rzekomą wrogość L. Kaczyńskiego wobec gabinetu D. Tuska, liczne weta blokujące reformy obecnego rządu, wreszcie reprezentowanie interesów zwolenników PIS, a nie wszystkich obywateli Rzeczypospolitej. Jedną z nielicznych, niekwestionowanych dotychczas zasług brata Prezesa PIS, było godne upamiętnienie bohaterów powstania z 1944 r. Po latach PRL-owskiej propagandy, która szydziła z powstańców warszawskich nazywając ich "karłami reakcji", porażającej indolencji w tym zakresie budowniczych III RP, dopiero L. Kaczyński osobistymi staraniami, imponując konsekwencją i zaangażowaniem, udanie przywrócił godną, narodową pamięć o ostatnim polskim zbrojnym zrywie narodowowyzwoleńczym.

Ten niewątpliwy sukces tamtej jednoznacznie przecież "strasznej" prezydentury, jest dla wielu swoistą solą w oku. Wszak powstałe Muzeum - nowoczesna placówka promująca w atrakcyjny sposób postawę umiłowania i oddania dla własnej ojczyzny, wzrost zainteresowania tą inicjatywą warszawiaków, Polaków, artystów, wreszcie obcokrajowców, zadaje kłam - nawet w oczach zwykłego, szarego obywatela - tezom o obudzonych demonach polskiego patriotyzmu. Stanowi katalizator dla wykrystalizowania się w społeczeństwie naturalnej dumy narodowej, szacunku do prawdy i własnej historii. Nieprzypadkowo "Gazeta Wyborcza" z wyjątkową nadgorliwością lustruje kibiców Legii odpowiedzialnych za tzw. meczowe oprawy, w trakcie których motyw Powstania Warszawskiego pojawiał się szczególnie często.

Tuż po tragicznej śmierci L. Kaczyńskiego nastąpił znaczący nawrót do publicznego kwestionowania sensu tamtego zrywu. Dwa cytaty z ostatniego tygodnia dowodzą tej tendencji:

O. Lipińska: "Pomnik Małego Powstańca to hańba. Co to jest? Przecież życie - ŻYCIE - jest najważniejsze";

R. Sikorski: "warto wyciągnąć lekcje także z tej narodowej katastrofy (czyli powstania warszawskiego - przyp. chinaski)"

Oczywiście, przy takich okazjach pojawią się jak zwykle głosy typu: "Jak można czcić klęskę? Przecież powstańcy porywali się z motykami na słońce. Przecież powstańcy musieli przypuszczać, że skutkiem powstania będzie niechybna śmierć dziesiątek tysięcy cywilów i ostateczne zniszczenia miasta..."

Z dzisiejszej perspektywy, znając konsekwencje powstania, możemy krytycznie oceniać decydentów, którzy dali sygnał do walki. Wobec sprzyjającej sytuacji na froncie, polscy dowódcy przewidywali wówczas, iż walki powinny trwać maksymalnie kilka dni. Potem liczyli na pomoc aliantów, przede wszystkim żołnierzy Armii Czerwonej (, w tym polskich oddziałów utworzonych w ZSRR), która znajdowała się na rogatkach stolicy. Jak mogli oczekiwać pomocy ze strony Stalina? Dziś stawianie tego pytania wydaje się być ze wszech miar uzasadnione i oczywiste. Czy było w tamtych warunkach? Abstrahując jednak od istnienia/nieistnienia ww. dylematów wśród generalicji, należy przypomnieć morale uczestników walk - kilkunastu tysięcy powstańców, głównie ludzi młodych, marzących o wolnej, suwerennej Polsce, sprzeciwiających się nie tylko dyktatowi Hitlera, ale i Stalina, nie akceptujących porządku uzgodnionego przez "wielką trójkę" w Teheranie. Oni palili się do walki, nie drżeli przed widmem śmierci, niemieckimi "tygrysami" i doborowymi oddziałami z trupimi czaszkami na czapkach. Trudno winić tych ludzi, za brak dogłębnych, fachowych analiz na temat ewentualnych konsekwencji powstania. Po niemal 5 latach okupacji, stykania się niemal codziennie z groźbą śmierci, rozlicznych łapankach, powstaniu w getcie, Ci ludzie działali pod wpływem instynktu - pragnęli zawalczyć, jeśli umrzeć - to w wolnej stolicy...

W czasach doczesnych, gdy króluje wygoda i konsumpcjonizm, bez przerwy słyszymy nakazy autorytetów, by dbać wyłącznie o siebie, tamte postawy wydają się być szalone, godne politowania i jednoznacznej krytyki. Niestety, na tej powierzchowności żerują postaci, które pragną "przy okazji" coś ugrać politycznie, zyskać wpływy, przypodobać się.

Tak należy traktować enuncjacje Sikorskiego i Lipińskiej. Szef MSZ "walczy" w ten sposób ze spuścizna poległego, znienawidzonego Prezydenta. Lipińska, wpisuje się w narracje "antypatetyczną", przestrzegającą przed "widmami polskiego patriotyzmu". Najbardziej mi żal żyjących jeszcze bohaterów - uczestników tamtego sierpniowego zrywu. Dziś słuchają od przedstawicieli elit wolnej RP, że pomniki pamięci o powstaniu z 1944 r. to "hańba", a tak w ogóle to są sprawcami "narodowej katastrofy". Jak muszą się czuć? Jaką legitymację ma Pan Sikorski i Pani Lipińska do promocji swoich bredni?

Demokraci z Czerskiej zainteresowani są jedynie ich "buczeniem" podczas przemówienia któregoś z kolegów pięknego Radosława. Trudno w inny sposób tym 80, 90-latkom wyrazić swą dezaprobatę wobec powszechnego chamstwa i braku pokory.

Gloria victis.

chinaski
O mnie chinaski

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka