chinaski chinaski
1320
BLOG

Mój głos nt. wolności w internecie (kamykiem do ogródka s24)

chinaski chinaski Polityka Obserwuj notkę 95

Igor Janke prowokuje dyskusję na temat wolności w internecie. Słusznie, wszak wiele środowisk politycznych, w tym główna siła opozycyjna - Prawo i Sprawiedliwość, została przymuszona do komunikacji ze swymi wyborcami przede wszystkim za pomocą nowych technologii. Wydawałoby się, iż jest to tendencja wyłącznie pozytywna, świadczy o postępie i cywilizowaniu się środowisk politycznych. Analizując przyczyny takiego stanu rzeczy szybko jednak dochodzimy do zatrważających, z punktu widzenia kondycji polskiej demokracji, wniosków.

Filozofia, którą kieruje się Tusk i Pawlak sprawując władzę, jest kalką zasadniczych dogmatów zeszłej epoki - polega na dążeniu do przejęcia wszystkich mechanizmów oddziaływania na społeczeństwo. Jej efektem są działania wyraźnie rozbieżne z demokratyczną ideą pluralizmu środków masowego przekazu. Dziś w Polsce wszystkie wielkie koncerny medialne wspierają rządzących. Telewizja Publiczna już od lat nie sprawuje swej misji, przy czym tak otwarcie upolityczniona jak dziś nie była po 1989 r. nigdy. Dowodów na powyższe jest aż nadto: poczynając od wzrastającej liczby pozycji zakazanych (tzw. pułkowników), poprzez masowe zwolenianie dziennikarzy "wykrzywionych ideologicznie", po czas antenowy, na jaki mogą liczyć politycy reprezentujący 30-35% "gorszego" narodu.

W tak osobliwych warunkach zasadnicza część klasy politycznej, opinii publicznej, inteligencji, a także "zwykłych" obywateli organizuje się oddolnie, podobnie jak to czyniła opozycja antykomunistyczna w okresie PRL-u. Naturalną płaszczyzną skupiającą rozproszonych po całym kraju "nieprawomyślnych" jest dziś internet. Za jego pomocą ludzie Ci mogą w sposób otwarty wymieniać poglądy, publikować swoją twórczość, zaznajomić się z publicystyką zakazaną, pielęgnować i promować polską historię, tradycję, uniwersalne, zapomniane, niemodne wartości...

Drugi obieg, dzięki swym naturalnym ograniczeniom, lepiej spaja ze sobą jego uczestników i twórców. Aktywizuje ich, uświadamia, uczy samodzielności i kreatywności w myśleniu, rozumieniu, działaniu. W znacznej mierze stanowi swoiste uzupełnienie (, a czasem wręcz zastąpienie) edukacyjnej misji wolnego, demokratycznego, dumnego państwa. Tworzy przyszłą, realną elitę, która będzie niegdyś w stanie przejąć odpowiedzialność za podupadły kraj.

Do niedana salon (, w tym rządzący) ignorował powyżej zakreślone zjawisko. Tkwił w przekonaniu, iż ma ono charakter marginalny, że jest nieefektywne. Stanowisko to uległo wyraźnej zmianie po 10 kwietnia 2010 r. Skutki katastrofy smoleńskiej w sposób oczywisty kompromitowały rządzących i ich medialnych sprzymierzeńców. W zdrowej demokracji tak wstrząsające wydarzenie, w którego kreacji rola premiera jest oczywista (zgodził się na rozbicie - zgodnie z zamysłem Putina - wizyt w miejscu kaźni tysięcy polskich oficerów), wywołałoby polityczne trzęsienie ziemi - zmiotło z powierzchni ziemi całą Radę Ministrów oraz koalicyjne partie. Brak poczucia elementarnej przyzwoitości ekipy Tuska, niefunkcjonowanie  w przestrzeni publicznej instytucji politycznej kompromitacji, wywołało stanowczy protest znacznej części polskiego społeczeństwa, jego wzmożoną aktywizację. Aktywność osób przerażonych stanem naszego państwa przybrała różny charakter: obrony Krzyża na krakowskim przedmieściu, licznych manifestacje, słynnego namiot "Solidarnych", tworzenia klubów Gazety Polskiej, emisji filmów "zakazanych", etc. Najbardziej dynamicznie rozwinął się jednak drugi obieg w internecie. Powstawały nowe blogi, telewizje internetowe, filmy, interaktywne platformy wymiany poglądów. Obcych ludzi połączył istniejący, przygnębiający status quo: obraźliwa prorządowa propaganda, dyktatura chamstwa, prześladowania "nieprawomyślnych".

Kiedy salon(władza) zdał sobie sprawę z powagi sytuacji, rozpoczął antywolnościową krucjatę. W efekcie do domu studenta - internetowego krytyka B. Komorowskiego o 6 rano wpadają funkcjonariusze ABW. Sprawa uzyskuje stosowny rozgłos, tak by każdy bloger decydując się na zbyt ostentacyjną satyrę z rządów miłościwie nam panujących, po trzykroć pomyślał o możliwych konsekwencjach. Pan Sikorski - Minister Spraw Zagranicznych, wespół ze swym dzielnym mecenasem (, do niedawna naczelnym polskim faszystą-endekiem), zapowiada Urbi et Orbi walkę z "internetowym chamstwem". W każdym normalnym kraju poważny minister naraziłby się taką "zajawką" na powszechną śmieszność i kpiny; u nas do tematu większość podeszła poważnie; z resztą, po akcji ABW u studenta, chyba faktycznie  tak należało. Trzeba również przypomnieć zajadłość "Gazety Wyborczej" w szkalowaniu niewygodnych jej ideologii inicjatyw internetowych. Coś na ten temat mogliby powiedzieć choćby twórcy portalu wPolityce.pl; ale przecież nie tylko oni...

O tym, iż wolność w sieci podlega w ostatnim czasie wzmożonej reglamentacji, świadczy również - piszę to z bólem - polityka administracji salonu24. Odnoszę wrażenie, że chciałaby ona 'mieć ciastko i zjeść ciastko'. Z jednej strony salon24 pragnie hołubić zasadom, które legły u podstaw jego powstania - być przede wszystkim forum faktycznie niezależnych publicystów; z drugiej na SG panują "niezależni" przedstawiciele partyjni, zwłaszcza Ci, z którymi sympatyzuje redakcja (mam na myśli np. stałą promocję wpisów M. Migalskiego i Jana Filipa Libickiego). Zadziwiające są również koszty "otwarcia" salonu24 na świat: sprawowanie patronatu nad imprezami nie mającymi zbyt wiele wspólnego z "niezależnością" i "drugim obiegiem" - "Blog Forum Gdańsk" czy ostatnio "Wrocław Global Forum 2011" ( w tym ostatnim prelegentami będą m.in. A. Michnik i H. Łuczywo), promowanie "na siłę" skrajnie lewackich środowisk typu "Młodzi Socjaliści" (teksty panny Zarzeczańskiej czy pana Kaszubowskiego "wiszą" na SG bez względu na ich treść, w tym samym czasie zbyt "macierewiczowskie" notki FYMa lądują w piwnicy).

I. Janke pewnie nie uzyskałby zaproszenia na "targi" nowych technologii do Londynu, być może nie zdobyłby wywiadów z McCainem i Obamą, gdyby na rangę salonu nie pracowali latami FYM, K. Leski, toyah i wielu wielu innych znakomitych blogerów, których dziś na s24 z jakiś względów już nie ma (lub są, ale się ich celowo marginalizuje). Taka jest cena zaszczytów, wejścia szefa s24 na światowe salony?  Salon24 miał być w założeniu (, tak rozumiałem pierwotną inicjatywę Panów Janke i Krawczyka) miejscem szerokiej publicystycznej debaty osób, które w normalnych warunkach nie byłyby do niej dopuszczone. Dziś - takie odnoszę wrażenie - dominują w nim dyskusje znanych polityków/publicystów o samych sobie. Chciałbym, by w studio ipla, przy okazji kolejnej audycji video z udziałem blogerów, pojawił się np. Aleksander Ścios albo ufka, ktoś potrafiący inteligentnie skomentować palące Rzeczpospolitą problemy z pozycji prawicowych. Obawiam się jednak, że znów wysłucham okrągłych zdań zwolennika PJN, kogoś od Socjalistów, w najlepszym przypadku "cierpiącego PISowca". Warto, by administracja zastanowiła się, kto tak naprawdę napędza salon s24; jakie poglądy reprezentują Ci ludzie i jakie mają oczekiwania.
 

chinaski
O mnie chinaski

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka