chinaski chinaski
1083
BLOG

Koalicja PISu z SLD? Wolne żarty...

chinaski chinaski Polityka Obserwuj notkę 88

Śmieszy mnie ostatnio ten natłok "poważnych" publicystycznych analiz odnośnie rzekomej koalicji PIS-u z SLD mającej powstać po jesiennych wyborach do Sejmu. Forsowanie ów 'political fiction' jest w tym przypadku i w tym momencie naszej współczesności nie tylko niesmaczne, ale chyba celowe - obliczone na zatarcie w świadomości wyborców realnego obrazu sytuacji. Jeśli ktoś tworzy (stara się tworzyć) podwaliny dla powyborczego politycznego sojuszu z postkomuną to jest to jedynie litościwie nam panująca Platforma.

Że jakiś Gowin się nie zgodzi? Nie żartujcie. Jarosław z Krakowa w partii D. Tuska znaczy mniej niż kiedyś J. Rokita; jego miejsce zajmie z chęcią inny małopolski konserwatysta I. Raś (byłby to sprawdzony 'powrót do przeszłości', wszak tak samo łapczywie przyjmował schedę po Janie Marii - właśnie Gowin). Z resztą już przecież obserwujemy "sprowadzanie pana posła na ziemię". Enuncjacje przybocznego ciecia premiera o tym, że widziałby Gowina na listach senackich to jasny sygnał. Ergo, sprawa jest oczywista: jeśli Platfusom gajowi i strażacy z PSL-u nie pozwolą skutecznie potrwać kolejne 4-lata przy władzy, poproszą Napieralskiego. Pewnie nie będą nawet musieli - on wszak sam nieustannie melduje swą gotowość do współpracy...

Wiem, w polityce nigdy nie mów nigdy. Poteoretyzujmy więc przez chwilę. Załóżmy, że prognozyprzereklamowanego S. Sierakowskiego się jednak ziszczą, że PISowcy "pragmatycy" namówią J. Kaczyńskiego do aliansu z "zielonymi" i "czerwonymi", że Napieralski dostawszy od lidera PIS propozycję kierowania koalicyjnym rządem się na nią pokusi - bo drugiej szansy zapewne mieć nie będzie...

To prawda, PISowski żelazny elektorat mimo fanatycznej nagonki medialnej, wybitnie ufa J. Kaczyńskiemu. Ufał mu wtedy, kiedy prezes komplementował Gierka, kiedy zawiązywał koalicję z niesmacznym Lepperem, gdy ją zrywał z resztą także.
Każde jednak, nawet tak w pewnym sensie fenomenalne zaufanie ma swoje granice. Wejście do rządu wespół z postaciami i poglądami, na których słusznym zwalczaniu PIS zdołał zbudować swą siłę, wywołałoby w umysłach 'solidarnych' kompletny mętlik, chaos, to byłby szok.

Kiedy Prawo i Sprawiedliwość dorastało w oczach społeczeństwa do przejęcia odpowiedzialności za Polskę, do uzyskania mandatu pozwalającego kraj drastycznie zmienić - zbudować IV RP? Momentem przełomowym były słynne słowa L. Millera, skompromitowanego postkomunistycznego aparatczyka, brodzącego po pachy w łajnie korupcji i byłych agentów - "Panie Ziobro, jest Pan zerem!". To wtedy miliony Polaków uzmysłowiły sobie po raz pierwszy od wielu, wielu lat, kto tak naprawdę jest zerem i że pozwolili tym "zerom" niszczyć Polskę, za którą krew dumnie przelewali ich dziadkowie.

Wyobrażacie sobie za chwilę L. Millera i Z. Ziobro we wspólnym rządzie? Minister Sprawiedliwości - Ziobro i minister dajmy na to MSWiA - Miller musieliby przecież współpracować, witać się podając sobie dłonie na Radzie Ministrów, etc. Widziałem sporo, tego jednak nie widzę.

Tezom Sierakowskiego (i mu podobnym) przeczą także inne fakty, przede wszystkim "taktyka", jaką realizuje J. Kaczyński. PIS jest stanowczy w takich sprawach jak Smoleńsk, kwestie obyczajowe, stosunki z Rosją, wsparcie dla Kościoła (te rzeczy de facto cementują prawicowy elektorat). Trudno wyobrazić sobie jakąkolwiek współpracę Kaczyńskiego z Napieralskim na tej kanwie.

No i persony.

W "nowym" SLD "świeci" nijaki Kalita - żałosny chłopczyna podrabiany na yuppie; jak wspomniał gdzieś P. Lisiewicz, najznamienitszy po Palikocie opluwacz pamięci po tragedii narodowej z 10 kwietnia. Do łask wraca wspomniany L. Miller, który tak buduje fundamenty pod przyszłą współpracę z PIS:

"Leszek Miller nie szczędzi słów krytyki pod adresem PiS. Jego zdaniem, ta partia powinna być "otoczona kordonem sanitarnym". - Ze względu na bezpieczeństwo państwa i jego obywateli PiS powinno na zawsze trafić najlepiej do piekła. A na razie do głębokiej opozycji - uważa były premier. (...)Leszek Miller dementuje także plotki o koalicji SLD z PiS-em. - Ja z Kaczyńskim i Ziobrą do łóżka nie pójdę. Więcej! Zdemoluję to łóżko. Przepiłuję. Porobię. Podpalę. Żeby nikt tam nie wszedł - zapowiada były premier.

Kto, jak kto, ale J. Kaczyński jednak zwraca uwagę na takie rzeczy. Nie można sobie do woli "poużywać", a potem, jakby nigdy nic, zasiąść do wspólnego stołu i zacząć poważnie rozmawiać o rzeczach istotnych dla Polski. Przekonał się o tym Prezydent Komorowski (J.K. bojkotuje RBN), wie także swoje L. Dorn.

Ostatnia sprawa: słabość 3-partyjnej koalicji.
PIS pakując się w alians z takimi pijawkami jak PSL i SLD ( to formacje znacznie skuteczniejsze w obsadzaniu stołków swojakami od amatorów z Samoobrony i LPR-u) nie tylko utraciłby dotychczasowe poparcie, ale nie byłby w stanie sprawować realnej władzy, nie mogłby zmieniać Polski. Trzeba dodatkowo wziąć pod uwagę stan państwa, jaki odziedziczyła by po PO rozważana koalicja. Nowy rząd potrzebowałby stabilnego poparcia, mocnego mandatu do przepychania czasem bolesnych reform. Stawianie Polski na nogi po nokaucie zaserwowanym przez Mira, Zbycha, Grzecha i Don Dona, w warunkach medialnego ostrzału, nieustannie rzucanych kłód przez niepoważnego, napompowanego bigosem rumcajsa (weta), trudno sobie wyobrazić.

Jestem pewien, że J. Kaczyński zdaje sobie z tego świetnie sprawie. Wie, że PIS może faktycznie zmienić Polskę tylko w warunkach zbliżonych do tych, które uzyskał węgierski Fidesz premiera W. Organa. I pewnie w to mierzy. Tak, potrzeba cierpliwości. Jestem spokojny, Kaczyński potrafi czekać na swoją szansę jak żaden inny polski polityk...

Po oczywistej kompromitacji koalicji PO z postkomunistami w następnej kadencji parlamentu, nadejdzie czas na IV RP.

chinaski
O mnie chinaski

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka