chinaski chinaski
4320
BLOG

L. Kaczyńskiemu spieszyło się do Katynia, bo chciał kręcić spot

chinaski chinaski Polityka Obserwuj notkę 70

Żałosne są wszystkie znane mi próby legitymizowania skandalicznie jednostronnego raportu MAK ws. przyczyn katastrofy TU154M w Smoleńsku. Smutne, że podejmują je nie tylko funkcjonariusze "Gazety Wyborczej", która nie zna żadnego umiaru w wojnie totalnej z J. Kaczyńskim i jego partią Red. P. Śmiłowicz, publicysta "Newsweeka", w notce pod tytułem "To jednak była wina załogi", pisze m.in.:

"Rzetelną ocena przyczyn wydarzeń z 10 kwietnia ułatwia na przykład przyjęcie założenia, że chodzi o katastrofę samolotu z prezydentem na przykład Gabonu na terenie na przykład Zambii. Jak analizowalibyśmy jej przyczyny po przyjęciu takiego założenia?
Otóż zapewne wtedy uznalibyśmy, że w 80-90 procentach za katastrofę odpowiada załoga samolotu prezydenckiego."


Potem Śmiłowicz dosłownie cytuje wszystkie argumenty z skandalicznego raportu MAK, wskazujące na jednoznaczną winę polskich pilotów.

A gdyby przyjąć- jak proponuje publicysta "Newsweeka"-, że chodzi o katastrofę samolotu z prezydentem np. Autonomii Palestyńskiej/ Iranu na terytorium 'rdzennie' izraelskim, albo (by nie być oskarżanym, że nieodpowiedzialnie porównuje ś.p. L. Kaczyńskiego do M. Ahmedineżada) z prezydentem/premierem Japonii nad okupowanymi przez Rosję Kurylami? Wydaje mi się, że taki zabieg byłby z względów o których poniżej, bardziej roztropny

Oceniając Raport MAK, czy w ogóle proces wyjaśniania przyczyn tragedii z 10 kwietnia, nie możemy abstrahować nawet na chwilę od tego, na terytorium jakiego państwa miała miejsce ta katastrofa, jaki był stosunek władz tego państwa wobec naszego Prezydenta.
Dzisiejsza Rosja to państwo autorytarne, z 'malowaną' na potrzeby Zachodu opozycją, która nie ma realnej szansy na zdobycie władzy. To kraj, którego władze wyspecjalizowały się w niszczeniu (także fizycznym) swoich wrogów, ludzi, którzy sprzeciwiających się woli Putina i jego wiernych bojarów. Dzisiejszą Rosją włada (ten czasownik dobrze oddaje faktyczną pozycję premiera Putina), człowiek bezwzględny i ostentacyjnie brutalny, były KGBista, który chciał wieszać za jaja Saakaszwilego, walić pałą manifestantów, moczyć i topić w kiblu Czeczenów. Dyktator wyjątkowo cyniczny - na spotkaniu ze swymi ówczesnymi akolitami - Łukaszenką i Kuczmą stwierdził:
"Powinniśmy być dumni, że jesteśmy nosicielami tak wielkiej kultury, zawierającej unikatowe zasady moralne i humanitarne."

Zbyt wiele niewinnych, szlachetnych istnień ludzkich zasmakowało tych unikatowych zasad moralnych i humanitarnych, których nosicielem jest Władimir Władimirowicz.

W głowie się nie mieści, że akurat w Polsce, kraju, jak chyba żaden inny na świecie, tak długo i brutalnie doświadczanym moskiewską "opieką", jest tylu ludzi wierzących w dobrą wolę władz kremlowskich. Ja oczywiście zdaje sobie sprawę z tego, że agentura rosyjska w Polsce działa niezwykle intensywnie i skutecznie, że wielu polskich dziennikarzy najprawdopodobniej tworzy z inspiracji Moskwy, że brak rozliczenia z PRLem, zbiera żniwo. Nie wierzę jednak, że akurat P. Śmiłowicz i wielu innych, niby inteligentnych, a jednak infantylnie wierzących w winę polskich pilotów, dziennikarzy jest na 'ruskim pasku'. A więc głupota?

To, że to nonszalancja pilotów spotęgowana naciskami podpitego gen. Błasika zabiła pasażerów TU 154M 10 kwietnia, wynika przede wszystkim z dokumentów rosyjskich. Rola Polaków w odczycie czarnych skrzynek, badaniu wraku samolotu, miejsca zdarzenia, oględzin wieży kontroli lotów na lotnisku w Smoleńsku, przesłuchaniu kontrolerów lotu i ich przełożonych z Moskwy, była albo żadna, albo incydentalna.
Innymi słowy, polscy piewcy teorii, że to piloci zawinili, że oni ponoszą grom odpowiedzialności za katastrofę, w najważniejszych kwestiach ufają Rosjanom. Byłyby jakieś podstawy takiego zaufania, gdyby Rosjanie prowadzili śledztwo/badania transparentnie, z pełnym zaangażowaniem, priorytetowo, jawnie (w znaczeniu, że nasi przedstawiciele mogliby uczestniczyć we wszystkich czynnościach procesowych/badawczych strony rosyjskiej). Wiemy, że było dokładnie odwrotnie.

W sensie politycznym zawalił rząd, który nie wykazał żadnej, powtarzam - ŻADNEJ inicjatywy w zakresie realnego wpływu Polaków na proces badania przyczyn katastrofy rządowego Tupolewa 10 kwietnia. Stwierdzeniem, że raport MAK nie jest do zaakceptowania, Tusk -jako premier - się kompletnie skompromitował. Prawda jest jeszcze brutalniejsza, premier polskiego rządu nie wiedział na co się godzi, w oparciu o jaki akt prawa międzynarodowego będą w kwestii katastrofy smoleńskiej działały organy państw polskiego i rosyjskiego. Z resztą zgoda to nie najlepsze określenie postawy Tuska, on bez żadnych uwag zaakceptował narzuconą przez Putina konwencję chicagowską, a raczej jej fragment - załącznik 13. Jak bowiem donosi "Rzeczpospolita", o czym wcześniej mówił m.in. poseł Macierewicz:

"Przez dziewięć miesięcy żyliśmy w fikcji. Rząd tłumaczył, że śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej było prowadzone na podstawie konwencji chicagowskiej. Z naszych analiz wynika, że MAK wykorzystywał tylko procedury z 13. załącznika. Samej konwencji nie można było zastosować do tej katastrofy."

Naturalną koleją rzeczy jest, że w sytuacji kompromitacji premiera, opozycja domaga się poniesienia przez niego politycznej odpowiedzialności, że go krytykuje. Nie dla wszystkich. Pewna pani, a zwłaszcza jej szef, nie potrafią znieść kontrolnej postawy (opozycja w demokratycznym państwie powinna kontrolować rząd, stąd w Anglii mamy np. "gabinet cieni") największej partii opozycyjnej w Polsce:

"PiS zaczął już kampanię wyborczą. To będzie kampania pełna brudnych oskarżeń, manipulacji, z trumnami ofiar katastrofy smoleńskiej w tle. Partia Jarosława Kaczyńskiego nie ma nic do zaproponowania Polakom w sprawie OFE, naprawy finansów publicznych czy modernizacji kraju. Dlatego będzie grała na emocjach, szczuła ludzi i przyklejała Donaldowi Tuskowi gębę mordercy spod Smoleńska.(...)
Film z uroczystości rocznicowych w Katyniu miał być wykorzystany w kampanii prezydenckiej Lecha Kaczyńskiego. Teraz jego brat Jarosław chce na katastrofie smoleńskiej robić swoją kampanię."


Te dwa ostatnie zdania są wyjątkowo - używając terminologii Renaty Grochal - brudne. Publicystka "Gazety" sugeruje w swoim tekście, że Prezydent L. Kaczyński chciał zdążyć na czas do Katynia, przede wszystkim po to, by móc nakręcić dobry materiał do swoich spotów wyborczych. Stąd te naciski na pilotów i w konsekwencji narodowa tragedia. Skąd to wie? Przypuszczenia; wszak to 'autorytety' nazywały brata Prezesa PIS: "kartoflem", "durniem", "chamem", "alkoholikiem", "człowiekiem małym".

J. Kaczyński jest jeszcze gorszy. Za nic ma śmierć tylu znamienitych ludzi, w tym swojego podobno ukochanego barta; wykorzysta tragedię do nabijania kapitału politycznego. W tym celu posłuży się kłamstwami, brudnymi oskarżeniami, będzie szczuł Polaków, nazywał Tuska "mordercą".
Grochala popłynęła. Poszła na całość. Zapomniała dodać, że J. Kaczyński - w imię wyborczej wygranej - zapewne sprostytuuje się politycznie, zleci zabójstwo któregoś ze swoich pracowników, by móc o nie oskarżyć - w sensie moralnym- Platformę, namówi swoich wyborców do zbrojnego powstania przeciwko rządom Tuska i wybranego przez pomyłkę prezydenta Komorowskiego. Brzmiałoby to mniej więcej tak samo; czytelnicy GW, przełknęliby taką dawkę z zachwytem.

"Wyborcza", nosicielka wszelkich cnót dziennikarskich, "unikatowych zasad moralnych i humanitarnych", jest daleka od zaczynania kampanii wyborczej:

"Barbara Blida żyłaby, gdyby nie państwo PiS, gdyby nie patologiczny mechanizm wiodący od góry do dołu, pisze "Gazeta Wyborcza", omawiając projekt pierwszej wersji raportu sejmowej komisji śledczej badającej okoliczności śmierci posłanki."

chinaski
O mnie chinaski

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka